sobota, 22 sierpnia 2015

Rozdział 4

Zostałem elegancko doczyszczony po ataku i chwilowo egzystowałem znudzony, bo kandydatki nie raczyły wszczynać haniebnych bójek, książę żadnej nie zaprosił na małe sam na sam i nikt nie wywołał ani jednego skandalu. Jeszcze większe nudy niż przy atakach rebeliantów.
Piątek zapowiadał się tak samo nudny jak poprzedni dzień. Biuletyn, obiad, paciorek i spać. Ale w zamian za to książę był tak miły i wraz ze swoją stałą koleżanką udali się na ławkę. Niecierpliwie czekałem na jakieś kolejne, szokujące wydarzenie, które by umiliło nudny dzień. Na początku standardowa gadka-szmatka, Maxon gestykulując chyba chciał zwrócić uwagę Americi, bo ta ciągle rozglądała się dookoła. A nie, rozmawiali o dziewczynach i miłości. Cóż, obawy Maxona były całkiem sensowne, ale chyba nikt mu nie powiedział, że miłość może przyjść z czasem i niech znajdzie taką dziewczynę, która nada się na królową. Książę w tamtym momencie wyglądał naprawdę jak zbity pies, ale Singerówna powiedziała, żeby się nie martwił, bo prawdziwa miłość jest niewygodna i z pewnością wśród tych wszystkich dziewcząt jest jakaś specjalnie dla niego. Książę wydawał się pocieszony, ale mnie zastanawiało czy czasem America nie mówiła z własnego doświadczenia. Kandydatki miały być sprawdzane pod kątem „czystości”, ale odniosłem wrażenie, że je tylko pytali. Na miejscu Maxona uważniej bym słuchał co mówił nasz Rudzielec.
Chwila moment. Chyba przegapiłem moment, w którym książę powinien wysłać ją w diabły. Co to za pytanie zadał, że America opowiada historię swojej miłości. Historię, za którą powinna być odesłana do domu, jak nie ukarana. I to wyznanie, że regularnie łamała prawo. Lekarza, chyba miałem zawał. Bez niczego przyznała się, że zgłosiła się do eliminacji tylko dlatego, że ją ukochany namówił. Stężenie jej głupoty była zdolna rozpuścić mi stopnie. Oczywiście Maxon był łasy na takie łzawe historie, sam wychował się bez dostępu do ludzkich tragedii. Maxon coś wyszeptał i przez moment byłem pewien, że chce zawołać gwardzistów, ale America rozpłakała mu się, więc chyba zrezygnował z tego pomysłu. Przez moment nie wiedział co zrobić, ale przytulił ją. No dobra, byłem zdolny wybaczyć mu ten odruch. Miał takie biedne i porzucone łabędziątko to nie miał serca nie pocieszyć. Jednak zapewnienie, że zostawi ją do samego końca spowodowała, że mur mi się odkruszył. Wie, że dziewczę nie żywi do niego uczuć i może nigdy nie będzie, bo ma innego, ale i tak zostawia ją nie pozwalając sobie na znalezienie tej jednej jedynej. Logika Maxona jak zwykle poraziła mnie swoją wspaniałością. No i jeszcze doprowadza mnie do sarkazmu. Aż bałem się co zacznie dziać się później.
Misie- tulisie wróciły do pałacu, a ja zacząłem się naprawdę mocno zastanawiać się czy czasem Maxon nie jest masochistą. Dziewczyna go lży, oskarża o najgorsze zamiary, bije go – no dobrze, raz, ale to nie zmienia faktu, że już jej dawno nie powinno być w pałacu. Każda z wymienionych rzeczy plus jej wyznania powinny zagwarantować jej szybki lot w stronę pręgierza. 
_____________________________________
 Puf, jak dobrze, że zostały jeszcze dwa rozdziały. Więcej mam wrażenie, że nie dam rady, bo dostaję mdłości przy każdorazowym spoglądaniu na tekst Kierci. Chodzi mi po głowie kontynuowanie pisania czegoś innego, ale nie wiem czy mi się chce. :V

2 komentarze:

  1. Tylko dwa? -ㅁ-
    I wanna see more...
    Może wydarzenia z całej trylogio-serii?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zakupię sobie zapas dobrego alkoholu to w sumie mogę i całość machnąć. :')

      Usuń