sobota, 5 września 2015

Rozdział 5

Nastąpił mój ulubiony dzień – piknik! I to okazało się, że będzie nie byle jaki, bo dodatkowo do rodziny królewskiej dołączy para z NorwegoSzwecji. Nawiasem mówiąc, historia tego śmiesznie nazwanego kraju jest dosyć prosta. Ot, postanowili się połączyć w jedno, bo tak łatwiej się rządzi. Logiki za grosz, ale co ja mogę wiedzieć o rządzeniu. Hm, w sumie pewnie więcej niż obecnie panujący. Ale wracając do uroczego przyjęcia, udającego dyplomatyczne. Zawsze sądziłem, że w sytuacji zagrożenia napadem rebeliantów takie imprezy powinny bywać raczej w zamkniętych i dobrze strzeżonych pomieszczeniach, ale powinienem się przyzwyczaić, że logika w tej rodzinie odpada.
Obserwowałem jak książę bawi się z kuzynostwem i zdecydowanie jego jedyna pozytywna cecha to dogadywanie się z dziećmi. Widać jak się cieszył ich obecnością. Gdyby tylko nie przejawiał tak szalonej głupoty skłonny byłem stwierdzić, że nadaje się na ojca.
Elayna i Lea towarzyszyły siostrze królowej - Adeli, a ona jak zwykle była już na rauszu. Szanowałem ją, bo nie dała się omamić wizji fortuny, ale jej pociąg do kieliszka powinien być skutecznie stłumiony. Niestety nikt nie wpoił jej podstaw savoir-vivre'u, a sama widocznie nie widziała nic złego w tym, że częściej widziała dno kieliszka niż ludzi dookoła. Szkoda mi jej było. A jeszcze bardziej było mi szkoda chwilę później Americi, która kompletnie nic złego nie widziała w zachowaniu Adeli. Najwidoczniej poczuła niezrozumiałą solidarność z siostrą Królowej.
Chwilę później Maxon zrobił zdjęcie Ami, ku jej niezadowoleniu. Naprawdę, jej mina wyrażała takie zmęczenie i pogardę dla otoczenia, że nie dziwiło mnie, że rozmawiała z tak nikłą ilością osób. Z pewnością gdyby księcia nie zawołała jedna z kandydatek pewnie znowu coś by oboje odwalili.
Chwilę wcześniej obserwowałem Marlene i jednego ze strażników. Dłuższy moment zajęło mi pojęcie czemu oboje znajdują się poza terenem imprezy, gdy strażnik położył dłoń na ramieniu kandydatki i z rozmarzeniem na twarzy szeptał jej coś do ucha, a ona spłonęła rumieńcem. Rozumiem fascynacje zakazanym romansem, ale gdy ktoś może ich nakryć bez problemu to już zakrawa na idiotyzm. Zdziwiłem się, że nikt nie dostrzegł co się stało. America właśnie się zbliżała, a tamci dwoje mieli niebywały fart, bo dosłownie sekundę wcześniej odkleili się od siebie. Marlene była cała zaczerwieniona, ale usłyszałem jak Ruda daję reprymendę i każe się jej schować w cieniu. Cóż, spostrzegawczość u Ami to rzecz niebywała i tamtym razem nic nie zauważyła. Pewnie pomyślała, że ta rumiana twarz u jej koleżanki to oparzenie słoneczne. Niezmierzona była głupota tej panny.
America zniknęła we wnętrzu pałacu, panna Tames nadal siedziała i wymieniała się namiętnymi spojrzeniami ze swoim ukochanym, a reszta zgrai wcinała zakąski, popijała piwko... Pardon, luksusowe wino oraz prześcigali się w prawieniu sobie wzajemnie komplementów. Moje oczekiwanie względem rebeliantów na ten moment było proste – napaść, dać mi trochę rozrywki i postraszyć ludzi. Na moje osobiste nieszczęście przez cały tydzień obecności gości z NorwegoSzwecji żaden, nawet najmniejszy rebeliant nie pojawił się porzucać jedzeniem w okna. Nudy w tych eliminacjach były coraz większe. 

_________________________________
 Ciężko mi nadać akcję czemuś, co akcji nie posiada. A uwierzcie mi, staram się, chociaż nie wiem dlaczego. xD Przebywanie z kukiełkami ze stajni Kierci nie wpływa na mnie najlepiej, ale schody są na tyle wdzięcznym bohaterem, że aż żal mi go opuszczać. 
Nie będę żądać od was komci, ale dajcie nawet emotikonę jak przeczytacie, żeby nie było, że produkuję się na marne. xD I ogólnie spróbuje dociągnąć do końca tej "trylogii", chociaż pewne wydarzenie z "Następczyni", które schody mogłyby widzieć kusi mnie mocno. :V

2 komentarze:

  1. To w sumie niesamowite, że ktoś był w stanie zmienić książkę, w której kompletnie nic się nie dzieje w całkiem fascynującą historię o dylemacie moralnym schodów do ogrodu...
    Czekaj, trochę nie w tę stron, ale wiesz, o co mi chodzi.

    OdpowiedzUsuń