sobota, 15 sierpnia 2015

Rozdział 3

Gdy później dowiedziałem się, że siostra Americi nie rozpłakała się nawet się ucieszyłem. Wreszcie byłem w centrum wydarzeń. Po południu, gdy już słońce przestało tak niemiłosiernie grzać we mnie, w drzwiach ukazał się Maxon wraz z Americą. Od razu okrążyli ich kamerzyści, ale książę odprawił ich. Nie zdziwiłem się dwuznacznym uśmiechom gwardzistów, sam też miałem różne skojarzenia. W końcu Maxon to mężczyzna, który nigdy nie miał kobiety.
Trochę się rozczarowałem, gdy prawie wyszli z mojego zasięgu. Na szczęście jeszcze trochę ich widziałem i całkiem wyraźnie słyszałem. Nie żebym był wścibski, ale to moja prawie jedyna rozrywka. Tym bardziej, że z tą Rudą nigdy nic nie wiadomo.
No i tego też się nie spodziewałem. Oboje przez chwilę rozmawiali, spacerowali, aż w końcu Maxon przystanął idealnie w moim polu widzenia. Gorzej było ich słychać, ale bez problemu dowiedziałbym się co oni mówili. Stali blisko siebie, dla Americi najwidoczniej za blisko, bo była cała spięta, a oczy niemalże wyszły jej z orbit, gdy książę uczynił krok w jej stronę. I stało się coś czego nigdy bym się nie spodziewał po nikim, America spanikowała i precyzyjnie prosto w krocze uderzyła księcia. Jeśli nie byłbym zastygnięty to w tamtym momencie wryłoby mnie w ziemie. Kandydatka na przyszłą królową uderzyła przyszłego króla w najboleśniejsze miejsce, bez chwili zawahania. I jeszcze ta determinacja na jej twarzy wskazywała, że z chęcią by mu poprawiła. Zabrakło mi tchu z szoku. Miałem nadzieję, że w tamtym momencie książę zachowa się jak powinien. Odstawi wariatkę gwardzistom i każe odesłać do domu. Niestety to byłoby za dużo szczęścia. Gwardziści pobiegli do nich, ale znów książę odprawił ich zamiast wyjaśnić sytuację i skazać Amy na jakieś tortury. Maxon miał widocznie ogromną słabość do tej dziewczyny, bo kazał iść zjeść jej obiad w pokoju, co praktycznie oznaczało, że jej daruje napaść. Za grosz honoru i instynktu samozachowawczego! Jak jeszcze miałem nieco współczucia dla tej dziewczyny, bo w końcu Piątka, uboga i te sprawy, tak wtedy miałem ochotę złapać ją za te kołtuny i wyraźnie przetłumaczyć z kim ma do czynienia. A księciu wytłumaczyć, że takich rzeczy nikomu się nie przepusza. Uch, nerwy.
Panna Singer pochodziła jeszcze trochę po ogrodzie. Wyglądała na bardzo przybitą. I dobrze. Miałem nikłą nadzieję, że sama z siebie poprosi księcia o odstawienie do domu. Narobiła sobie takiego wstydu, że na jej miejscu nie widziałem innej możliwości. Niestety chyba na to się nie zapowiadało, bo do pokoju wracała już nieco spokojniej. Co działo się w jej głowie to naukowcy nigdy nie odkryją.
Gdy już wróciła do pałacu, ja wreszcie mogłem odetchnąć i spuścić nieco pary. Niestety nie na długo. Kolejnego ranka, w porze śniadania nagle zaczęło się jakieś zamieszanie. I padło magiczne hasło, powodujące nagłą, niezrozumiałą panikę – rebelianci. Nie rozumiałem idei rebeliantów na sianie zniszczenia. Nie wzniecali buntów, nie siali propagandy. Cóż, gdybym im dowodził to już dawno nie byłoby monarchii, ale co ja mogę. Jestem tylko schodami.
Rzucanie przedmiotami i próba wdarcia się do wewnątrz murów trwała ponad godzinę. Godzina rzucania kamieniami i zgniłym jedzeniem. Nuudy. Byłem zdania, że skoro mają czas na takie głupoty jak bezsensowny atak w środku dnia to i mogą poświęcić ten czas na zaplanowanie czegoś ekstra. Najlepiej czegoś, co by nie pozostawiało tyle brudu na mnie. Serio, podgniłe jabłka i jagody zostawiają na mnie ciężko zmywalne plamy.
Nieco później dowiedziałem się od gwardzistów, że król, królowa oraz niektóre kandydatki sami zaciągali rolety. Hm, chyba oddelegowali całą służbę do schronu, bo tylko to tłumaczyłoby ich zachowanie. Usłyszałem również, że niektóre kandydatki życzyły sobie powrotu, gdy tylko napaść się skończy. Długo miałem nadzieję, że przed obiadem zobaczę pannę Singer wychodzącą z torbami, odesłaną przez księcia bądź samodzielnie, ze strachu o życie. Cokolwiek. Niestety srogo się rozczarowałem, gdy gwardziści stwierdzili, że to był tylko chwilowy napad słabości dziewcząt. Coraz mniej lubiłem tę rudą Piątkę. 
__________________________________
Stwierdziłam, że schody przeznaczenia będą też schodami do ogrodu. Nikt nie zauważy różnicy. Wszelkie błędy zasłaniam inspirowaniem się panią Cass. :3 
Puff, połowa zaplanowanych rozdziałów za mną. Cóż to za wysiłek, wchodzić w Kierciowy świat. Mózg się lasuje. :V

5 komentarzy:

  1. Z każdym kolejnym rozdziałem coraz bardziej upewniam się w przekonaniu, że Clarkson powinien ustanowić te schody swoim następcą. Przynajmniej krajem rządziłby ktoś inteligentny. Chociaż z drugiej strony porównywanie poziomu umysłowego schodów i Maksia jest nieco obraźliwe dla tych pierwszych...
    W kazdym razie życzę odporności na umysłowy wpływ Kieroversum ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakie cudowne opowiadanie! Wciągnęłam się tak, że z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. ;)

    http://designchanel.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń