Coś
zakuło mnie w stopień. Nieprzyjemne uczucie bycia wyrwanym z
drzemki zastąpiło inne, o wiele gorsze. To było uczucie, że
America i Maxon nadal żyją. Nie mogło być inaczej skoro słyszałem
ich głosy, przerywane co chwilę cmoknięciami. Wykonałem
przyśpieszone obliczenia - wyszło mi, że przespałem ledwo
dwadzieścia lat. Chłód objął mój marmur do głębi. Nie dość,
że załapałem się na panowanie tej dwójki, to jeszcze będę
świadkiem wybryków ich potomstwa. Lub jak na razie jednego z nich.
Królewska para wracała w moją stronę, zapewne przechadzali się
po ogrodzie. Ciekawe, czy książę... tfu! Król Maxon miał
flashbacki patrząc na ławkę, którą właśnie mijają. Na jego
miejscy znielubiłbym nieco spacery w towarzystwie uroczej małżonki,
ale wiedziałem, że w głębi tego kartonowego charakteru krył się
masochista.
Uh,
droga para królewska usiadła na tej ławce. America wspomniała
pierwszy dzień, gdy poznała Maxona, a on uśmiechnął się i
pocałował ją w policzek. Z tym facetem naprawdę było coś nie
tak.
Słuchałem
przez chwilę gadki-szmatki o problemach w państwie oraz buntach
społeczeństwa i dopóki Amy nie wspomniała o klasach przez myśl
mi nie przeszło, że ten bęcwał, cep kompletny, zniósł
praktycznie od tak klasy. Nie mówię, że to źle czy coś, ale w
wykonaniu tego tytana intelektu? Nie byłem pewien, czy chciałem
widzieć efekty. Niestety nie miałem wyboru. Koronowane misie-pysie
rozpatrzyły różne warianty złagodzenia nastrojów w ludności.
Przez myśl mi przeszło, że w tym momencie Miecio i Henio powinni
ich zdjąć ze snajperki, ale stwierdziłem ze smutkiem, że pewnie
już dawno wyjechali, skoro nie mieli za dużo do roboty. Potem
usłyszałem to imię - Eadlyn - i już wiedziałem, że szykowała
się grubsza sprawa. America nieco podniesionym głosem oświadczyła,
że to świetny pomysł, ale Maxon wyglądał na niezdecydowanego.
Nie wiem o czym mówili, bo przegapiłem główny moment. Lady
America coraz bardziej czerwona, coraz bardziej syczącym głosem
wyliczała zalety tego czegoś. Zastygnąłem cały skupiony na ten
rudej furiatce, rozumiejąc coraz mniej, aż wspomniała jedno –
gdyby nie to, nie poznałaby Maxona. Już wiem, że sprawa się
rypła. Król przybiera minę szczeniaczka i przyznaje żonie rację.
Ja już nie czułem chłodu w mym wnętrzu - ja zostałem zamrożony
na bryłkę lodu i miałem wrażenie, że zaraz skruszeją mi
stopnie. Maxon i America zamierzają wyprawić eliminacje dla swojej
córki. Przeszyła mnie groza i już wiedziałem, że najbliższe
miesiące będą parodią dobrze funkcjonującego państwa i cała
nadzieja na rozumne rozwiązanie w najstarszej pociesze tej pary
półgłówków.
Ach, jakże byłem naiwny, myśląc, że oni mogliby wychować normalną osobę.
Ach, jakże byłem naiwny, myśląc, że oni mogliby wychować normalną osobę.